Recenzja filmu

Piotruś Pan i Wendy (2023)
David Lowery
Łukasz Lewandowski
Alexander Molony
Ever Anderson

Cień i Hak

W ujęciu Lowery'ego kłopotliwość dorastania nie jest aż tak wyeksponowana. To zjawisko oczywiste i nieuniknione, nawet jeśli ma ono więcej niuansów w warstwie mentalnej. Takie natomiast nie jest
Cień i Hak
Na Johnie i Michaelu nie robią wrażenia prośby matki, by kłaść się już do łóżek. Nad Londynem zapadła noc, ale chłopcy muszą wykonać jeszcze jedną rundkę po pokoju. Wymachują drewnianymi mieczami, przeskakują nad wyimaginowanym krokodylem, przyjmują rolę postaci z czytanych na dobranoc awanturniczych opowieści – toczących kolejny pojedynek na śmierć i życie Piotrusia Pana i kapitana Haka. Na niewinną zabawę braci z zazdrością patrzy ich nastoletnia siostra, Wendy (Ever Anderson). Jak wiele triumfów wszyscy troje razem odnieśli, jak wielu przeciwników razem pokonali! Następnego ranka dziewczyna niechętnie opuści rodzinne gniazdko, by zacząć naukę w szkole z internatem. Czas leci nieubłaganie. Przyłóż głowę do poduszki, zamknij oczy i zacznij śnić. Wtedy mogą zacząć dziać się cuda. Kto wie, może przez okno wleci Dzwoneczek, a za nią nawet chłopiec z Nibylandii. 



Piotrusiem Panem i Wendy mogą rozczarować się na pewno ci, którzy oczekiwali, że David Lowery przeniesie choćby garść dekadenckiego tonu z baśni o Zielonym Rycerzu do remake'u animacji z 1953 roku. Amerykański reżyser zaprasza nas oczywiście na przygodę do fantastycznej krainy, ale to fantazja trzymana na bardzo krótkiej smyczy. Kolejne lokalizacje – jaskinie, piracki statek, kryjówka Zaginionych Chłopców – przypominają raczej scenografie z Disneylandu. To wrażenie wzmacnia studyjne oświetlenie, podejrzana sterylność miejsc i "kostiumowość" kostiumów. Oczywiście łatwo odbić piłeczkę. To przecież dziecięca legenda (o dzieciach i dla dzieci), której ta umowna konwencja powinna sprzyjać. Niestety aktorskiej wersji nie sprzyja. Nawet symboliczna ilość błota, brudu i chropowatości przedstawionego świata sprowadziłaby historię na ziemię i zbliżyła ją do widzów. Wiedział o tym Steven Spielberg w słynnym "Hooku". Podejrzewam, że pod skórą czuł to również Lowery, ale produkcyjny dyktat studia Myszki Miki niechętnie daje zgodę na jakiekolwiek formalne i narracyjne eksperymenty. Reżyser "Ghost Story" nie jest przecież pierwszym poległym. Przed nim rady nie dali Tim Burton, Robert Zemeckis i Guy Ritchie. Disney, reanimując swoje klasyki, nad artystyczne ryzyko zawsze stawia ostrożną kalkę. 

Formalna strona niestety zawodzi, efekty specjalne niejednokrotnie przypominają te z początków lat 90., ale mimo tego "Piotruś Pan i Wendy" punktuje na poziomie tekstu. Lowery'emu udało się poprzestawiać kilka wątków, gdzieniegdzie coś uzupełnić i zaproponować nowe interpretacyjne ścieżki. Marketing marketingiem, ale uczciwiej byłoby też, gdyby film nosił tytuł "Wendy i kapitan Hak". Pierwsza z nich jest na pewno wiodącą, wręcz stwarzającą ten świat postacią, a antagonista (wyważona kreacja Jude'a Lawa) wchodzi do tego cokolwiek niezobowiązującego placu zabaw w nieco innym nastroju. Jego żal, wyrzuty sumienia, zaduma i nieukrywany smutek sprawiają, że "Piotruś Pan i Wendy" nabiera dramatycznych rumieńców. Latający chłopiec zostaje zepchnięty na drugi plan, choć nie wiem, czy z premedytacją. Debiutujący w tej roli Alexander Molony jest przeźroczysty, mdły i zagubiony. Grymasem i mimiką nie wyraża prawie żadnych emocji. Komunikować ma to nam ustawienie kamery i ckliwa muzyczna aranżacja. Młody aktor nie może być równym ekranowym partnerem dla niepozbawionego uroku i charyzmy Jude'a Lawa. Piotruś Pan spełnia się jedynie jako powracająca to tu to tam symboliczna figura. To wciąż rozpoznawalna popkulturowa postać, ale tym razem jest ona cieniem samej siebie. 

   

Cenną zmianą jest na pewno to, że w ujęciu Lowery'ego kłopotliwość dorastania nie jest aż tak wyeksponowana. To zjawisko oczywiste i nieuniknione, nawet jeśli ma ono więcej niuansów w warstwie mentalnej. Takie natomiast nie jest budowanie więzi z matką i ojcem. Wypracowanie zdrowej międzypokoleniowej relacji to proces wymagający cierpliwości i konfrontacji. Ciąży to nad Wendy, wkraczającej w buntowniczy okres, nad wrażliwszym niż zazwyczaj kapitanem Hakiem (krokodyl może być co najwyżej manifestacją tkwiącego w nim lęku przed czymś naprawdę realnym) i nad zagubionymi chłopcami-uciekinierami. Bardziej uzasadnione jest więc podjęcie faktycznego wyzwania czy taktyczny odwrót do Nibylandii? Przewrotny finał na szczęście pozostawia to pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones